Wczoraj patrzyłam jak matka Sary rozwiesza pranie,
kolorowe klamerki wyszarpywał wiatr
podkoszulki lądowały na trawie aż przez płot
widać było, jak skarpetki zwijają się a ona piła herbatę.
Uśmiech, który odesłała dziecku północy, tej niedalekiej
w końcu mogliby mieszkać wyżej, gdzie wiatr nie szarpie,
noc jest biała, ptaki nie zawracają przed południem,
znasz takie miejsce?
Sara wybuchła płaczem, jej czułki rozwijały się i zwijały.
Jej przyszły mąż, wychowany na komiksach, zmieści
rzeczywistość w jednej pięści, choć inni, których język
wydaje się ledwo wejrzeniem w głębię, popełniają te same błędy
przypuszczając, że człowiek wędruje z kluczem ptaków, powiewem
wiatru i nie wiem na czym to polega - porządek.
I znowu muszę myśleć, a właściwie przestawiać się na to dobre myślenie - i za to w sumie mogę Ci bardzo podziękować;)
OdpowiedzUsuńwzruszyłam się
OdpowiedzUsuńTak już jest:)
OdpowiedzUsuńWyłapujesz zawsze takie chwile wrażliwości ludzkiej, które odkrywasz i podajesz bez osłony.
OdpowiedzUsuńuściski
By się zachwycić - przychodzę tu.
OdpowiedzUsuńrzeczywistość i własny porządek. Tych porządków jest dużo.
OdpowiedzUsuńTylko wystraszone ptai lamia porzadek i zaczynaja fruwac w kazda strone.Tak cudownie opisalas Malgosiu
OdpowiedzUsuńCzasami bywa, jako w niebie, tak i na ziemi. Może zawsze jest, tylko rzadko się przedziera na wierzch.
OdpowiedzUsuńPiękny ...
Ściskam!
Scenka słowem namalowana...
OdpowiedzUsuńPolubiłam Sarę, przytuliłabym gdy płacze uważając, żeby nie urazić czułków...
OdpowiedzUsuń