Raj
podatkowy, widok absurdalny, podstawianie osobowości w pewnym
zniekształceniu. Kryzys plastyczny. W którym wymiarze znajdują się
artyści? Ich senne marzenia zalegają na płótnach w zlikwidowanych
galeriach. Raju podatkowy, konflikcie naszych interesów, no może
nie naszych, ich! Gdzie jesteś? Fenomen takich rozwiązań
doprowadza państwo do upadku. Jesteśmy na krawędzi. Na krawędzi
artystycznego dna, ekonomicznego, kulturalnego. Potrzebuję myśli,
ruchu, wymiany poglądów na temat sztuki. Z tego i tak nic nie
wyniknie, ale utrzyma przepływ idei. Nie nie, nie ma działania we
wspólnym interesie, nie ma wspólnoty, w dowolnym momencie można
wyjść i osłabić jeszcze bardziej ten wirtualny świat. Czy ktoś
mnie do czegoś zmusza? Pamiętam taki obraz, który namalował mój
znajomy malarz. Najpierw wydawał się dość prosty, poza samą
fascynacją techniką wykonania nic tam nie widziałam, ale warstwy
były imponujące. Przenikanie kolorów – tylko jeden procent
uzdolnionych ludzi tak potrafi. Przeważnie nawet ich nie interesuje,
co ja tam sobie myślę i z czym łączę, powiązuję moje obrazy.
Taki specyficzny konflikt interesów, żebym przypadkiem nie
obsmarowała jego obrazu czerwoną farbą. Rekompensuję sobie nasze
rozmowy i wieszam na ścianie reprodukcję. I nie jest to bezcelowe
działanie ani przypadkowe. Projektuję w głowie obraz, może kiedyś
w tym miejscu zawiśnie oryginał. Wyraźnie każdą myśl łączę z
punktami, wiążę węzły i przepływam energetycznie między
liniami. Napięcie, które rośnie w tym miejscu mogłoby zasilić
lampkę nocną w sypialni, ale konflikt między jaźnią a tym, co
nazywamy techniką jest zbyt wielki. Opadam na kanapę bez siły na
odłączenie i przyłączenie. Świat bez kontroli jest takim
światem, w którym każdy wszystko może. Więc obserwuję serwis
artystyczny, w którym artyzmu niewiele, jedynie pacha jednej z
organizatorek zjechała poniżej pępka. Portret, na który patrzę,
jest zniekształcony. Pacha tu, a pierś na plecach. Pomysł goni
pomysł. Nie mam w sobie tyle empatii, żeby się zachwycić. Znajomy
malarz zarzuca, że powinnam nad tym pracować, a mi się przypomina
tekst z komedii, empatia jest zbyt abstrakcyjnym pojęciem, abym
postanowiła coś z tym zrobić. Upowszechnianie podobnych imprez
napawa mnie zgrozą, kurator wystawy sprawia wrażenie osoby
myślącej, a jednak ludziom potrzeba elektrowstrząsów. Halo, halo,
dlaczego czekamy na kolejne denne książki, dobrze namalowane, ale
źle napisane? W chwili zrozumienia tej kwestii każdy powinien mieć
autentyczne rozterki. To wielka wartość w tym świecie – umieć
rozróżniać i uchronić siebie przed kompletnie zafałszowanym
przedstawieniem wartości literackiej poprzez obraz. Puste te
przepływy, puste i koszmarne. Kosztem pozostałych nabitych w
butelkę. Obrazy nas ogłupiają, wywołują ukąszenia. Wirus
twórczy, który się rozprzestrzenia, sprzyja głupocie
współczesności – ludzie leczą ignorancję, a tak naprawdę
zafałszowują odczucia. Jest ładne, ale żadnej w tym wolności,
wirus mutuje i za jakiś czas nikt już nie odróżni kiczowatej
rozlanej akwarelki od potencjału twórczego. Tak, to moje
kasandrzenie spełnia się od co najmniej dwudziestu lat, więc
proces zachodzi, bez mojej obecności, bez podtekstów. Ostatecznie
wykorzystamy miejsce, w którym wykorzenione pokolenia zaczną
rozumieć więcej, może zaowocuje to kolejnym paradoksem.
Miłośniczka malarstwa zada pytanie twórcom i zaczną od nowa
dopominać się o swoją młodość z wykorzystaniem elementów dotąd
pomijanych, czyli nauką, która z dystansu jest jedynym i możliwym
elementem, na którym warto się oprzeć. Dopiero rozumienie słów
daje możliwość wykonania pracy. I nie ma znaczenia, czy to będzie
obraz, czy pozbawiony liryzmu felieton. Spróbujmy się zdystansować
do swojego wychowania, i nie chodzi tu o wychodzenie z domu, a
jedynie spojrzenie na obraz bez tego procesu, który zapoczątkowali
w nas przedstawiciele płytkiego hedonistycznego pokolenia, które
spamuje, organizuje spotkania masowo, niegramatycznie, w którym
brakuje przemyśleń i generalnie ci ludzie pieprzą bez sensu.
Wypada tu wspomnieć, że brak talentu nadrabia się ogłupianiem
ludzi, oznaczaniem ich na kiepskich obrazach, opatrując przy tym
hasłami z tanich medialnych oper mydlanych. Urasta to wszystko do
rangi Imperium, więc pozostaje mi jedynie czekać, aż spłonie.
http://www.elewator.org/archiwum/nr-4-22013-kwiecienczerwiec/ |
numer już w empikach
lub do nabycia na stronie WYDAWCY, w numerze świetne grafiki Piotra Pasiewicza, wiersze Świetlickiego, Honeta. Felieton mój, Niewrzędy, Noil Branc'e i innych interesujących ludzi, aaa Monika Petryczko napisała ciekawy tekst o płycie Bonobo, i dalej czytam i czytam
Tekst autorki bardzo dobry. Podoba mi się Twój tok myślenia - poetycki, że się tak wyrażę.
OdpowiedzUsuńNiby kiepska okładka nie powinna mnie zrazić do plejady takich nazwisk - jak w eleWatorze. I nie zrazi. Ale bolą mnie oczy kiedy patrzę na to kalectwo graficzne. Nie szata zdobi człowieka - ale czasopismo - jak najbardziej.
ciekawy artykuł, ale zgadzam się z nim tylko częściowo...
OdpowiedzUsuńmam swój punkt widzenia na Sztukę, ale pewne jest że straciła na wartości, a czy schodzi na dno to już nie mnie oceniać, ale też to tak odczuwam. Mam pewne oczekiwania co do sztuki, ale jak wiadomo ona zawsze idzie swoja drogą dopasowując się zbyt często do oczekiwań większości (zbyt nastawiona jest na komercję, brakuje w niej autentyczności i uczciwości), a przecież większość to nie sztuka...
obrazy (sztuka) często przypadkowo trafiają w miejsa, które nie powinny być dla nich przeznaczone. Dziś sztuka często stanowi lokatę kapitału albo oznakę nowobogactwa. Inwestor w ogóle jej nie zauważa, a co dopiero zastaniawia się nad tym, co autor przeżywał, gdy tworzył, co chciał przekazać swoją pracą. Zresztą, podejrzewam, że większość odwiedzajacych muzea/wystawy też nad tym się nie zastanawia. Sztuka, kultura nie jest dla mas moim zdaniem, ale na szczęście są grupy osób, dla których życie bez kultury traci sens. Sa artyści, którzy nie tworzą dla mas na stadionach, ale dla garstki ludzi, którzy na tę twórczość czekają, którzy nią żyją i oddychają. Małgosiu, to iskrzy i przyjdzie czas, gdy zapłonie, ale i tak masy pozostaną masami.
OdpowiedzUsuńTak - o właśnie, rzekłabym. Ostatnio na pewnym wernisażu usłyszałam od speca fachowca, artysty, że realizm w malarstwie jest be. Bo są aparaty fotograficzne - po co więc odbierać pracę fotografom?
OdpowiedzUsuńTylko abstrakcja jest prawdziwym tworem wyobraźni. Jest wyrazem indywidualizmu twórcy.
No cóż. Jestem z innej bajki. Pewniej tej płytszej bez przekazu .... choć uważam, że puentę i tak kiedyś uczyni:) realizm. I tak się ku niemu zwrócą artyści maści wszelkiej zmęczywszy się bełkotem swych idei ...
Bardzo trafna ocena "płytkiego hedonistycznego pokolenia". Chyba jak zwykle nie chodzi o artystę i sztukę, tylko o tych którzy się wokół sztuki "kręcą", albo "kręcą" sztukę.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy receptą, jak głosi Iwona, jest powrót do realizmu. Na pewno gdy buduje się bez wartości, w sprzeciwie do praw podstawowych, to pokolenie wyrośnie na takie jak Małgosia pisze hedonistyczne i płytkie. Czego można było się spodziewać po pokoleniu ludzi - kwiatów? Beznadzieja w życiu, sztuce, polityce...
Szczęśliwie ci mądrzejsi dostrzegli, że są w ślepej uliczce. Tylko czy czekanie na oczyszczający ogień jest właściwe.
Może i tak, bo już chyba niedługo.